Ameryka.
Chciałbym móc powiedzieć,
że to wciąż Ameryka.
Ale jak mówić o kraju,
jeśli nie ma w nim ludzi?
A tu ich nie ma.
Nie!
Nie, przyjaciele.
Teraz to są
Stany Zjednoczone Zombielandu.
Jakżeż łatwo sytuacja zmienia się
ze złej w totalny syf.
Czemu żyję, skoro wszystkich
wokół przerobiło na pasztet?
Bo mam listę zasad.
Jak przetrwać?
Zasada nr 1: Cardio.
Kiedy wirus uderzył,
z oczywistych przyczyn
najpierw dopadło tłuściochów.
Biedny salceson.
Ale epidemia się
rozprzestrzeniała
i nie wystarczyło już
szybko biegać.
Musiałeś mieć broń
i umieć jej używać.
I tu zasada nr 2: Dobijamy.
Jak nie jesteś pewien,
że nieumarły już jest umarły,
nie żałuj kul.
Jeden strzał w głowę
i kobitka nie skończyłaby
jako Happy Meal.
Gdyby to, gdyby tamto.
Zombie szybko się wycwanili.
Zaczęli wyczuwać,
kiedy jesteś bezbronny.
Dajcie zwalić kupę w spokoju.
Być bez gaci nie popłaci.
Zasada nr 3. Strzeż się kibli.
Gdy zombich zaczęło
być więcej niż ludzi,
nadszedł czas
odłożyć uczucia na bok.
Skoro aniołki z sąsiedztwa
zamieniły się w potwory,
może czas przestać je podwozić.
Cel masz jeden - przeżyć.
Zasada nr 4. Prosta jak drut.
Zapinaj pasy.
Bo czeka cię ostra jazda.
Ten facet to ja.
W Garland w Teksasie.
To nie zombie zniszczyli
miasto. Takie już było.
Dwa miesiące temu Pacjent Zero
zjadł zakażonego hamburgera.
Dwa miesiące i jestem być może
jedynym niekanibalem w kraju.
Czemu ja? Kłębek fobii
z zespołem jelita drażliwego.
Może dlatego, że nigdy nie miałem
przyjaciół ani bliskiej rodziny.
Żyję, bo jestem ostrożny
i trzymam się zasad.
Moich zasad.
NR 1: CARDIO
Cholera.
Jasne.
NR 4: PASY
Skurwiel.
NR 2: DOBIJAMY
Przynajmniej znalazłem miejsce,
gdzie mogę opróżnić kiszki.
Kolejna zasada przetrwania:
zero bagażu.
I nie chodzi tylko o walizki.
Zawsze byłem samotnikiem.
Unikałem ludzi jak zombich,
zanim jeszcze stali się zombie.
Ale gdy już są zombie,
trochę mi ich brakuje.
Jadę z Austin w Teksasie
do rodziców w Columbus w Ohio.
Może jeszcze żyją.
Choć nie byliśmy sobie bliscy,
chętnie zobaczę znajomą twarz,
albo jakąkolwiek,
której z między zębów
nie wystają strzępy mięsa.
Dziękuję.
- Czego szukasz?
- Niczego.
NR 31: SPRAWDŹ TYLNE SIEDZENIE
Nikogo tam nie ma.
- Jak masz na imię?
- Przestań. Żadnych imion.
Nie ma co się zaprzyjaźniać.
Przewróciłbyś flaszkę.
- W porządku. Nie musisz mnie...
- Dokąd jedziesz?
Do Columbus, a ty?
Tallahassee.
- Jeszcze?
- Nie. Raz i pas, jak to mówię.
Właśnie to wymyśliłem.
Tallahassee i Columbus
są na wschód stąd.
Więc?
Może pojedziemy razem, Tallahassee?
- Choć kawałek.
- Jest tak, Columbus.
Ze mną trudno wytrzymać,
a czuję,
że i ty jesteś niezła suka.
Wytrzymamy nie dalej,
niż do granicy stanu.
To zawieź mnie chociaż tam.
Optymista z ciebie.
Nie chcesz zapiąć pasów?
Oj, będziesz ty mnie wkurzał.
Choć lubię działać sam,
uznałem, że
z Tallahasseem będzie bezpieczniej.
Znał się na mokrej robocie.
Dobrze idzie.
Szybko się okazało,
że ma jedną słabość.
Co my tu robimy?
Zobacz. Furgonetka z Hostess.
Widzę. Co z tego?
Mam ochotę na Twinkie.
- Idziesz?
- Tak. Chwilę.
- Jaja sobie robisz?
- Nie.
NR 18: ROZCIĄGANIE
Też się lepiej porozciągaj.
Zwłaszcza, że droga
odwrotu jest pod górę.
Nie wierzę w te rzeczy.
Widziałeś, żeby lew się rozciągał,
zanim ruszy za gazelą?
- Sno Balls?
- Aha.
Sno Balls?
A gdzie pieprzone Twinkies?
Lubię Sno Balls.
Nie cierpię kokosa.
Nie ten smak, konsystencja.
Świeże.
Tak łatwo się nie poddam.
Może to nieodpowiedni moment, ale...
muszę wytłoczyć bronzala.
- Serio?
- Serio.
Wiem. Znowu. Co mam powiedzieć?
To przez te nerwy.
Mam różne fobie.
Wiele rzeczy mnie przeraża.
Prądy morskie,
Mikołaje z supermarketu.
Małe dzieci.
Ale najbardziej,
nawet bardziej niż zombich,
boję się klaunów.
Kiedy boisz się wszystkiego,
przestajesz wychodzić z domu.
Tak miałem, zanim
nastał Zombieland.
Piątek wieczór. Trzeci
tydzień z rzędu w domu.
World of Warcraft.
Krzywa wieża z pizzy.
Góry Mountain Dew.
Duma - brak.
Godność - było, minęło.
Dziewictwo?
Macie prawo podejrzewać.
Marzenia? Poznać
jakąś dziewczynę,
zakochać się,
przedstawić ją rodzicom.
Choć moi starzy
to paranoicy, jak ja.
Niech ona przedstawi mnie swoim.
Miałbym normalną rodzinę.
408.
Jest tam kto? Proszę. Pomocy.
Normalnie bym nie otworzył.
Ale 406 jest obłędnie seksowna.
Dziękuję. Bardzo dziękuję.
Miło cię poznać.
Proszę.
- Mountain Dew?
- Tak. Code Red.
A tu masz płatki.
W torebce dłużej są chrupkie.
Tu ci zostawię.
Mów, co się stało.
Jakiś bezdomny i... chyba chory.
Wracałam z baru,
gadając przez komórkę.
A on nagle
popędził w moją stronę.
Nie pobiegł, popędził.
Myślałam, że przed kimś ucieka
albo kogoś goni.
Ale on zachowywał się jak wariat.
Może naćpany?
Wiesz, co jest najgorsze?
Co?
Chciał mnie ugryźć.
- Fakt. To jest najgorsze.
- Przepraszam, ale tak się boję.
I słusznie. Bezdomny
chciał cię zjeść.
Masz prawo się bać.
Ja się boję zupełnie bez sensu.
Klauna z czerwonym nosem.
Szmat, którymi wycierają stół,
kiedy skończysz jeść w fast foodzie.
Ważne jest to,
że będę cię chronił.
Póki tu jesteś, nigdzie nie idę.
Mogę się chwilę zdrzemnąć?
Jasne, proszę.
Dziękuję.
Spełnienie marzeń.
Gdyby nie ten kanibal.
Całe życie
chciałem odgarnąć
dziewczynie włosy za ucho.
- Dobranoc.
- Dobranoc.
Boże.
Dobrze się czujesz?
Przestań.
Co robisz?
Cofnij się, 406.
Nie chcę cię skrzywdzić, ale...
Cholera.
Strasznie cię przepraszam.
Nikomu nie można ufać.
Pierwsza dziewczyna w moim życiu
próbowała mnie zjeść.
Proszę. Posłuchaj.
406.
Jeśli tam jesteś...
To na pewno przejdzie.
NR 2: DOBIJAMY
To był mój pierwszy kontakt
z dżumą XXI wieku.
Choroba wściekłych krów
przerodziła się
w chorobę wściekłych zombie.
Wirus działa błyskawicznie.
Gorączka, opuchlizna mózgu.
Wściekłość, agresja
i paskudny apetyt.
Kieruj, ja popcham.
Dobra.
Podobno jest miejsce,
gdzie to gówno nie dotarło.
- Na wschodzie?
- Też słyszałeś?
Tu mówią, że na wschodzie,
na wschodzie, że tutaj.
Bzdura.
Pingwin na biegunie północnym myśli,
że na południowym jest cieplej.
Na biegunie północnym
nie ma pingwinów.
Chcesz sprawdzić, jak mocno biję?
To kiedy?
Ostatni raz coś pukałem?
Okład z piersi, Wacław w O'Rurkę?
Wacław?
Klops w potrawce,
- piętami do Jezusika?
- Kiedy się kochałem?
Pytałem o seks.
Trzy tygodnie temu.
W porzuconej furgonetce FedExu.
- Ściemniasz.
- Nie. Jechałem na wschód.
Ona na zachód.
Zrobiliśmy to w furgonetce.
- Pełnej paczek.
- Jak miała na imię?
Beverly.
Beverly Hills.
Niech cię.
A ty?
Ja?
Ajajaj.
Boże. Słabo się robi.
I smutno, i...
Myślisz, że gdyby
można było cofnąć czas,
ganiałbyś sobie po ogródku,
łapiąc świetliki.
A tak?
- Aż chce się...
- Jeść.
Martwisz mnie.
Nie wiem,
czego szukasz w Columbus,
ale kuchnia tam jest ta sama.
Tallahassee uwielbiał
dowcipy na temat zombich.
Zombie nie są uroczy, ale on
naprawdę ich nie cierpiał.
Większą obsesję miał tylko
na punkcie Twinkies.
Twinkies przypominały mu czasy,
kiedy życie nie było
tak strasznie popieprzone.
Jakby smak szczęśliwego dzieciństwa,
miał przywrócić światu
utraconą niewinność.
Będziesz kopał złoto?
Chryste.
Jesteś nieobliczalny.
Ryzykujesz nasze życie
dla ciastka z kremem?
W tym sklepie mają
pudełko Twinkies.
Nie byle jakie.
Ostatnie, jakie ktokolwiek
zje w całym Wszechświecie.
One też mają
termin przydatności.
Już niedługo ich piękny żywot
dobiegnie końca.
Czas pokazać jaja.
W rozwalaniu zombich
Tallahassee wyznacza
nowe standardy.
Zero strachu, nic do stracenia.
Co mogę powiedzieć?
Czysta sztuka.
Śliczną masz buźkę.
Jeszcze nie.
Teraz.
- Dziękuję.
- Jesteś moim dłużnikiem.
Jesteś niesamowity.
Wiem.
Twinkie, Twinkie, Twinkie.
Ale bydlak.
Chodź, wielkoludzie.
Zetniemy trochę z górki.
Chłopaki nie dbają o siebie.
I za dużo jedzą.
Może już jedźmy?
Los zaczął mi sprzyjać.
Kolejna dziewczyna, którą
można pokazać rodzicom.
Szybko.
Te włosy. Odgarnąć za ucho.
Dogonię cię.
Zasada nr 22: Masz wątpliwości,
przygotuj drogę ucieczki.
Siostry. Młodsza
została ugryziona.
Zachowuj się normalnie.
Nie wystrasz jej.
Columbus, Wichita, Little Rock.
Wszystko dla ciastka z kremem?
To on. Ja tu jestem Sanczo Pansa.
Nie zostało jej dużo czasu.
Wiem. Ona też wie.
Chcemy to zakończyć.
Nie. To jeszcze dziecko.
Mówisz, jakby mnie tu nie było.
Wybacz.
Wiem, że jesteś bardzo chora.
Ale twoja siostra chce, żebym...
Nie ona decyduje, tylko ja.
Obiecała mi.
Już się pożegnałyśmy,
ale nie miałyśmy broni.
- A jeśli na to jest lekarstwo?
- Tchórz.
Daj mu broń.
Czekaj.
Ja to zrobię.
- Kocham cię.
- I ja ciebie.
Pomóc ci?
Skoro pytasz,
bierzemy broń,
kluczyki i amunicję.
- I, jeśli macie, gumę bez cukru.
- Co jest?
Dlaczego to robicie?
Lepiej, że wy daliście się
nam nabrać,
niż odwrotnie.
Jasne. Jedyna laska w promieniu
tysiąca mil robi ze mnie kretyna
i jeszcze twierdzi,
że chciałem ją wykiwać.
Nieźle geniuszu.
To ty dałeś jej broń.
Ale głupi ci faceci.
Strzeż się lusterka.
Wyluzuj. Mnie właśnie
wzięli za zombie.
- Dałabym wszystko za prysz...
- Nie wymawiaj tego słowa.
Jedziemy dalej.
- Myślisz, że to prawda?
- Co?
Z tym Pacific Playland?
Zero zombich? Jedyne takie
miejsce na zachód od Waco?
Zaufaj mi.
Facet jedzie na kolarzówce,
takiej jak z Tour de France.
Głowa zombie wkręciła
mu się w łańcuch.
On pedałuje, a ta się kręci.
Rewelacja.
Ale nie Zombie Tygodnia.
Jeden facet, sam widziałem,
przejechał truposza walcem.
Wiesz, jak wyciska się
pastę do zębów?
- Od dołu.
- Głowa była zakrętką.
Zawsze musisz mieć
najlepszą historyjkę?
Nie. Znałem gościa,
co miał jeszcze gorzej.
Znajdźmy jakiś wóz.
Odkąd ze mną jedziesz,
wciąż mam jakieś kłopoty.
"Rób ze mną co chcesz,
ale Caddiego mi nie tykaj."
Niezły minivan.
Całkiem.
Bardzo piękny.
Tallahassee wierzy,
że jak nie wyładujesz złości,
zwariujesz.
Jeśli to go uszczęśliwi,
a mnie ocali przed łomem,
nie mam nic przeciwko.
Chcę mojego Cadillaca.
Głupie suki.
Chyba coś sobie naciągnąłem.
Myślisz, że my byśmy
wpadli na taki pomysł?
NR 18: ROZCIĄGANIE
Zawahałeś się.
Lepiej mieć rozum
czy szczęście?
Patrz, co znalazłem.
No dawaj.
- Niezły.
- Wąchaj paluch.
NR 31: SPRAWDŹ TYLNE SIEDZENIE
Dzięki Ci, Boże, za buraków.
Wielka fura
i wielkie spluwy.
Nie śpiesz się.
Jak mówią: "Kto szuka zemsty,
niech kopie dwa groby."
Tak jest. Jeden dla dużej laski,
drugi dla małej.
Przerażasz mnie.
Może im odpuścimy
i pojedziemy do domu?
Chcesz pogadać o domu?
Dla mnie domem był
szczeniak imieniem Buck.
Najsłodszy psiak pod słońcem.
Ci cholerni zombie.
Straciłem go.
I już nie odzyskam.
Więc muszę znaleźć nowy dom.
Jutro może będę pływał nago
w rzece Yellowstone
albo bujał się na żyrandolach
w Playboy Mansion,
ale dziś...
Sześciolitrowy V8,
skrzynka amunicji
i, jak Bóg da, Twinkie.
Ciesz się z drobiazgów.
Rzadko kupuję
traperskie mądrości,
ale tym razem zapiszę.
Zasada nr 32:
Ciesz się z drobiazgów.
Jak je znam, to pułapka.
Czekaj tu.
Podjedziesz, jak dam znak.
Nie zabijesz ich, co?
Chyba, że zaczną
strzelać pierwsze.
Niech zaczną.
Chyba poszły dalej piechotą.
Pewnie idą na zachód.
Jedź wolno, miej oczy otwarte.
- Schowały się z tyłu, co?
- Tylko ja.
Wybacz.
Była jak przyczajony tygrys.
Dałeś się porwać dwunastolatce?
Dziewczyny wcześniej dojrzewają.
Ja w jej wieku byłem dzieckiem.
12 to dziś jak 20. Broń proszę.
I tak nie strzelisz.
Nie zabijaj mnie
z mojej własnej broni.
To przez gry wideo.
Dziękuję.
- A teraz zatrąb.
- Co?
Trąb.
Twoja siostra z moją bronią.
Co za przykrość.
Wyskakiwać.
Siedzisz obok mnie.
Podoba mi się ta dziewczyna.
Nie jest typową,
zarozumiałą laską.
I przed Zombielandem ustawiała
chłopaków, jak chciała.
- Szuka pani czegoś?
- Pierścionka zaręczynowego.
Zdjęłam przed tankowaniem.
Wkładałam do torebki,
ale chyba mi wypadł.
Spóźnię się na samolot.
Jak go znajdę,
prześlę pani kurierem.
Dla znalazcy jest nagroda.
Nie trzeba.
3000 dolarów. Jest wart
więcej niż mój samochód.
Proszę mi dać swój telefon.
Pierścionek się znajdzie.
Od razu zacznę szukać.
Nie mam nic innego do roboty.
Też byłem zaręczony.
Ale teraz jestem do wzięcia.
Pa.
Miłego lotu.
Gdzieś tu jest.
Ona? W samolocie.
Oddzwonię.
Znalazłaś mój pierścionek.
Wszędzie go szukałem.
- Twój?
- Przyjaciółki.
- Mam jej go odesłać.
- Coś za niego dostanę?
40, 60, 80... 400.
Tyle. W kasie więcej nie ma.
Ktoś się bardzo ucieszy.
Fakt.
Nieźle.
Ile nam jeszcze zostało?
Sprawdzę.
Do Kalifornii wystarczy.
Chciałabym taki mieć.
Za 30 dolców? Sprzedane.
Niesamowite, ile można zdziałać
mając tupet
i sztuczną biżuterię.
Mamy szczęście, że nie wysadziły
nas na środku drogi.
Dzięki, Wichita.
Dzięki, Little Rock.
Przestańcie. Gonią nas
wściekłe pojeby.
Mało mamy kłopotów?
"Ukradły mi Hummera.
Jak mam im ufać?"
Zagrajmy w "Państwo, miasto",
jak normalni Amerykanie.
Ja pieprzę.
Wiem.
Zachowam się dojrzale.
Dobrze.
Dokąd jedziecie?
Do Pacific Playland.
To ten park rozrywki?
- Pod Los Angeles?
- Tak. Byłyśmy tam w dzieciństwie.
Strasznie.
...fajne miejsce. Ekstra.
Świetna rozrywka
dla całej rodziny.
Też tam kiedyś byłem.
Teraz pewnie dają zniżki.
Nie słyszeliście?
Tam nie ma zombich.
Słyszeliśmy.
Może cię nie zastrzelę,
ale strasznie mnie wkurzyłaś
i nie będę się z tobą bawił
w Pacific Playland.
- Przyzwyczaisz się.
- Naprawdę?
Nie. Jest coraz gorzej.
Zagramy w króla ciszy?
Od tej chwili.
Chciałem cię zapytać,
czy słyszałaś,
jak jest w Columbus?
- Nie znasz tej gry?
- Wybacz.
W Columbus wszyscy w to grają.
Wymarłe miasto.
Zrównane z ziemią.
Ty jesteś Columbus...
Przykro mi.
Nie skojarzyłam.
Co jest bardziej tragiczne?
Że moja rodzina nie żyje,
czy to, że właściwie
nigdy jej miałem.
Tak czy owak, wracając
do domu, niczego nie znajdę.
Nie mam już domu.
Znajdziemy ci jakiś wóz.
Pojedziesz, przekonasz się.
I znajdź nowy dom.
Wiedziałem, że ona mnie rozumie.
W Zombielandzie
wszyscy byliśmy sierotami.
Wiem, że z tym Pacific Playland
to szaleństwo.
Ale ona tak dawno nie miała
okazji poczuć się dzieckiem.
Niełatwo dorastać w Zombielandzie.
W ogóle trudno dorastać.
O proszę.
Masz czym jechać.
Obyś znalazł tych,
których szukasz.
A jak ci się uda,
nie daj im odejść.
Nie chodziło tylko o to,
że ta podróż nie miała sensu.
Po prostu zrozumiałem,
że chcę być tam,
gdzie ta dziewczyna.
Musimy się gdzieś zatrzymać.
Cały jestem zdrętwiały.
Market. Będzie dobrze.
- Co tu robimy?
- Po prostu rób, co mówi.
Czekajcie.
Kto idzie pierwszy?
Chciałem zaimponować Wichicie.
Ale byłoby to pogwałcenie
najważniejszej,
17-stej zasady.
"Nie strugaj bohatera. "
- Może tym razem ty?
- Czemu nie.
I jak? Zombie tygodnia?
Blisko, ale nie całkiem.
Tytuł zdobywa siostra
Cynthia Knickerbocker.
Biedny płaski palant.
- Perfumy?
- Co?
To są perfumy?
Woda kolońska.
Na mój nos...
Lancome Magnifique.
Głośniej.
W Santa Fe
nie wszyscy dosłyszeli.
Boże.
Chcesz przelecieć Wichitę?
Życzenie spełnione. Od 24-ech
godzin dyma nas obu jak chce.
Powodzenia, Petunio.
Dobra.
Zacznę przeprosiny od stwierdzenia,
że jesteś wspaniałym człowiekiem.
Zdarzało mi się przywalić
za znacznie mniejsze świństwo.
- Z pewnością.
- Użyję 45% siły.
Dziękuję.
Stłucz sobie jeszcze jedną.
Nieźle.
Miłe uczucie, co?
Tallahassee miewa rację.
Trzeba się cieszyć z drobiazgów.
Nawet jeśli trzeba ich
zniszczyć całą kupę.
Pachnie perfumami.
- Nie znasz Williego Nelsona?
- Nie.
Willie Nelson?
Nie wiem, kto to.
Co rano się golę, ale koło
16:30 mam już znowu zarost.
Tzw. "Cień godziny piątej".
Ja mam go wcześniej.
To autostrada. Rozbujaj go.
Ale nie przekraczaj 120.
- A 40-stką nie można?
- Martwym kątem się nie martw.
Niech się nim martwią martwi.
Pierwszy raz prowadzę.
Nigdy się nie zapinasz,
czy tylko na długich trasach?
Wszędzie pełno zombich.
Mam się przejmować...
- Słusznie.
...pasami?
Jest i nie jest.
Jest znana, kiedy ma perukę
i nazywa się Hannah Montana.
Czuję się wolny.
No.
Pierwszy raz od dawna
dobrze się bawiliśmy.
Wbrew zasadom postanowiliśmy
jechać razem do Pacific Playland.
Bezsenność to najgorsza
plaga Ameryki.
Teraz to plaga nr 2.
- Nr 2.
- Urocze.
- Mówię tylko, że czas się przespać.
- Mam pomysł.
Jesteśmy w Hollywood.
Zróbmy to z klasą.
Weź mapę.
Szybciej.
Dobra robota.
Tu chyba mieszkają
wszyscy aktorzy.
A myślisz, że czemu was
wiozę do Beverly Hills?
Myślałam, że Cruise
ma lepszy dom.
Klasa B w porównaniu z tym,
co dla was szykuję.
Pojedziemy do
najlepszego z najlepszych.
- Kto to?
- Zobaczycie.
Wielkie BM.
I to nie jest Bob Marley.
Ale chata.
Panie i panowie,
witamy w la mancion de Murray.
- Bill Murray.
- Niemożliwe.
Facet mnie rozwala.
- Wszystko, co robi...
- Zaraz. Kto to jest?
Nigdy nie uderzyłem dziecka.
To jak spytać, kto to jest Gandhi.
Kto to jest Gandhi?
Ona ma 12 lat.
- Nie ma Twinkies.
- Kurwa.
Russell Crowe by miał.
- Ale mnie nikt nie słucha.
- Ciszej.
Póki nie sprawdzimy,
czy jesteśmy sami.
Tallahassee, Wichita. Wy tam.
Little Rock ze mną.
Dlaczego mam z nią iść?
Ten dom nie ma końca.
Prywatne kino?
Coś ci powiem o Billu Murrayu.
Król sypiał tutaj.
Zamawiam łóżko.
Dla mnie i tak za miękkie.
Zaraz się dowiesz,
kogo masz wezwać.
Pogromców duchów.
Wpada w ucho.
Chodź no.
Pomóż mi zdjąć buty.
No pomóż.
Dobra, sam zdejmę.
Cholera.
Bill Murray. Jesteś zombie?
Ale boli.
Nie jesteś. Mówisz i...
- Dobrze się czujesz?
- Srobrze.
Wybacz. Nie wiedziałam,
że to TY ty.
A ten wygląd?
Żeby się wtopić.
Zombie nie ruszają swoich.
Charakteryzator mnie nauczył.
Mąka, jagody i lukrecja dla pań.
To w moim stylu.
Lubię się ruszać.
Właśnie grałem w golfa
w Rivierze. Całe pole moje.
Cholera. To Bill Murray!
Musiałem. Poniosło mnie.
Ale jazda. Wciąż tak masz, co?
Choć ostatnio pewnie rzadziej.
Jestem twoim fanem.
Każdy twój film
widziałem milion razy.
Lubię nawet poważne role.
Sześcioro ludzi ocalało.
W tym Bill, kurwa, Murray.
Wiem, nie masz tak na drugie.
Uwielbiam cię, odkąd...
umiem się masturbować. Bez związku.
"Ogrodnik został mistrzem golfa."
Po to to właśnie robimy.
Kocham cię, Bill. Kocham cię.
Dzięki.
Co tak patrzysz? To tupecik.
Wyglądasz całkiem
jak Eddie Van Halen.
Dopiero co go widziałem.
- Serio?
- Tak.
- W Hollywood Bowl.
- I jak?
Jest zombie.
Szkoda.
Gdzie moje maniery?
Macie na coś ochotę?
Ekstra, co?
Szybko. Jest na suficie.
- Dawaj.
- Przypal go, Ray.
- Do zobaczenia po drugiej stronie.
- Obrzydliwy.
Nie wejdź w strumień energii.
Okropny.
Uważaj na strumień.
10 metrów długości,
blisko trzysta kilo.
Wielki Twinkie.
Twoja siostra nikogo nie ma?
Nic na odległość, te sprawy?
- Nie.
- Dobrze.
A jej typ,
jeśli oczywiście ma coś takiego
jak typ... to byłby jaki?
Lubi ostrych kolesi.
- Serio?
- Tak.
To ekstra.
- Co?
- Przepraszam.
- Columbus jest strachliwy?
- Jak mały króliczek.
Nastraszę go.
Patrzcie.
Nie!
Spokojnie.
Załatwiłem go.
Tak się mówi "Dzień dobry"
w twoich stronach?
Boże.
Zastrzeliłem Billa Murraya.
- Panie Murray.
- Możesz mi już mówić Bill.
- Bill.
- Co?
Chyba tego nie pozszywamy.
Trochę boli.
Myślisz, że z tego wyjdziesz?
Nie.
Jeśli to coś zmieni,
to przepraszam.
To był instynkt.
Moja wina.
Nigdy nie byłem dobry
w takich żartach.
Żałuje pan czegoś?
Może Garfielda.
Przepraszam. Rozwala mnie.
Ale to smutne.
Cholera.
Dobra.
Szlag.
Chwilę.
Mam tylko dwa strzały.
3-2-1...
- Chcecie coś do odkażenia?
- Tak.
Proszę.
Dla każdego.
Tak jest!
Darmowy parking.
Najlepsza rzecz w Zombielandzie.
Najlepszy jest brak Facebooka.
"Rob Curtis szykuje się na imprezę."
- Kogo to obchodzi?
- I że nie trzeba spuszczać wody.
- Rewelacja.
- A najgorsze?
Poza zabiciem Billa Murraya?
To proste. Śmierć Bucka.
Jego psiak.
Nigdy nikogo tak nie kochałem.
Kiedy się urodził,
oszalałem na jego punkcie.
Przykro mi.
Byliśmy jak dwie krople wody.
Mój charakter,
mój śmiech, mój apetyt.
Śmiech?
Wtedy do mnie dotarło.
Wstyd, że tyle to zajęło.
Ja, spec od cardio,
dopiero pojąłem, że nie ja jeden
przed czymś uciekam.
Gotowe. Proszę.
Lubisz syrop, co?
Razem zrobiliśmy ten portfel
ze srebrnej taśmy.
Jak facet straci syna,
nie ma już więcej
nic do stracenia.
Nie spłakałem się tak
od Titanica.
Cześć.
Poradzić?
Wolny wydech i ściskasz spust.
Nie daj mi pić samej.
Dobra.
Rocznik 1997. Georges...
Nie uczyłem się francuskiego.
Georges de La Tour? Nie wiem.
- Rocznik 1997?
- Tak.
- To był dobry rok?
- Boże.
Świetny.
Obejrzałam pierwszy film
dozwolony od lat 18-stu.
Anakonda.
Pierwszy tatuaż. Morświn.
- Serio?
- Z henny.
Pierwszy pocałunek.
Scotty Lynch.
Z językiem?
Może.
Zazdrosny o Scotty'ego Lyncha?
Tak.
O cały twój 1997-my rok.
A u mnie?
Pierwszy ortodonta.
Dał mi drań aparat ze stelażem
na głowę. Pierwsza czwórka w szkole.
O nie.
Gorsze niż Anakonda.
Na stolarni. Czyli
w zasadzie się nie liczy.
Pierwsza dyskoteka
w szkole. Dziękuję.
Taka, co to dziewczyny proszą.
- I żadna cię nie wybrała?
- Ich prawo.
- Suki.
- Fakt.
To skandal. Wiesz, co?
W imieniu wszystkich ósmoklasistek
chcę ci to wynagrodzić.
Luz.
Scotty już mi przeszedł.
Nie wiem, jak masz na imię,
ale to jest bardzo miłe.
Wiesz co?
Tak między nami,
słodki z ciebie koleś.
Tak uważasz?
Tak.
Niby trochę tchórz,
ale w seksie to nie przeszkadza.
Poważnie?
A na pewno w całowaniu.
Pomożecie mi przesunąć kanapę?
Zrobimy zamek.
Może to i lepiej.
Może.
Lubię cię, Columbus.
Ale zrobimy z siostrą
wszystko, żeby przeżyć.
Miałem nadzieję, że Wichita
tylko gra niedostępną.
Ale okazało się, że też
nie potrafi nikomu zaufać.
Wyjechała z samego rana.
Robocop, cholera.
Zaprogramowali cię,
żeby utrudniać ludziom życie?
Prawie go pocałowałam.
Nasza zasada?
- Ufać tylko tobie i sobie.
- Tylko tobie i sobie.
Przetrwałaś apokalipsę
i przemierzyłaś pół kraju.
Gdzie chcesz jechać?
Do Pacific Playland!
Sezamie otwórz się.
Tak już jest,
jak się do kogoś przywiążesz.
Kiedy odejdzie,
czujesz się zagubiony.
Tallahassee tylko
pogłębiał to uczucie.
I tak by ci nie dała.
Nawet nie siedziałeś w okopie.
Nie dopuszczaj ludzi za blisko,
to się nie poparzysz.
Poważnie?
Meksyk.
Wiesz, jak tam nazywają Twinkies?
Los Submarinos.
- I tam właśnie jadę, amigo.
- Jak sobie chcesz.
- Jest świetnie.
- Rewelacja.
O nie.
Jadę do Wichity.
Czytałeś "Nie zależy jej na tobie"?
Nie możesz być
na każde wezwanie.
Mam to gdzieś.
Chcę być przy niej.
Miłej zabawy w Meksyku.
Szybciej!
Wskakuj!
Jedź!
Na trzy. 1-2-3.
Jesteś cała?
Szybko. Wstawaj.
Biegiem.
Tam.
Nie lubię pożegnań.
Będzie tego, świnko.
Najgorsze pożegnanie,
jakie w życiu słyszałem.
Do tego z filmu.
Pozdrów ode mnie dziewczyny.
One też miały rodziców.
Te, kaskader, wskakuj.
Przejedziemy się kolejką górską.
Biegiem!
Wtedy było fajniej.
We włącznik.
- Columbus?
- Tallahassee?
Tym razem chyba potrzebują
naszej pomocy.
- Zapnij pasy.
- Dawno to zrobiłem.
Czas pokazać jaja.
Cholera.
NR 2: DOBIJAMY
Mama mówiła,
że kiedyś będę w czymś dobry.
Kto by pomyślał, że akurat w tym.
Pewnie nikt.
Patrz!
Szykujemy przeprosiny.
O nie. Nie!
- Tutaj.
- Ohio!
Pomocy!
- Boże.
- Pomocy!
- Są na górze. Całe.
- Na co czekasz?
To twoja dziewczyna.
Dawać. Kto chce gryza?
Ktoś jest głodny?
W Tallahassee jest pięknie
o tej porze roku.
No już, parszywe mordy.
Ja pieprzę.
Ja pieprzę.
Skurwiele.
NAWIEDZONY DOM
Skończyły mi się naboje.
Bingo!
Tak jest!
I jedziemy.
- Wichita! Little Rock.
- Pośpiesz się.
Boże.
Pieprzony klaun.
Jasne. To musiał być klaun.
Nie, to naprawdę musiał być on.
I Wichita.
Żebym w końcu zrozumiał,
NR 17: NIE STRUGAJ BOHATERA
że zasady trzeba łamać.
NR 17: BĄDŹ BOHATEREM
Czas pokazać jaja.
Pieprzyć klauna.
WYŁĄCZANIE AWARYJNE
Dzięki.
Masz broń.
Krista.
Dobra, zmywamy się stąd.
W końcu coś zdziałał.
Nieźle, jak na takiego
chudego wypierdka.
Gdzie jest Floryda?
SMAŻONE TWINKIES
Mam pewien pomysł.
Gdzie jesteście gąbczaste,
żółte, pyszne sukinsyny?
Reklama kłamie!
Chryste.
Może Sno Ball albo coś?
Boże.
Nie wiem, co powiedzieć.
Za wcześnie.
A gdybyś uważał na śrut?
Dobra.
Nie!
Ta mina?
Właśnie zdałem sobie sprawę,
że te bystre panny w furgonetce
i ten duży gość w wężowej kurtce
są dla mnie czymś,
czego nigdy nie miałem.
Rodziną.
Ufałem im, a oni mnie.
Zasada nr 32:
Ciesz się z drobiazgów.
Tallahassee dostał Twinkie.
I choć życie nie miało być
już proste ani niewinne,
patrząc, jak się delektuje
swoim gąbczastym marzeniem,
czuliśmy nadzieję.
Mieliśmy siebie nawzajem.
Kiedy nie ma innych ludzi,
w zasadzie jesteś jak zombie.
- Bardzo dziękuję.
- Myślałem, że zwiałyście.
Bardzo zabawne.
Więc pamiętajcie.
Cardio, pasy
i, choć bez tego można żyć,
przyda się krem do opalania.
Columbus z Zombielandu,
życzy państwu dobrej nocy.
Jak powiedział nieśmiertelny
Jean Paul Sartre...
Nieśmier... jak to było?
Podpowiedz mi, proszę.
Jak powiedział nieśmiertelny
filozof Jean Paul Sartre...
"Au revoir, świstak."
Właśnie.
Tekst polski:
Roman Tyczka