Jesteśmy pierwszym pokoleniem Europejczyków, które nigdy nie musiało bronić swojej wolności.
W związku z tym teraz bierzemy wolność za coś tak bardzo oczywistego,
że stała się ona podstawowym założeniem naszej wizji rzeczywistości,
tak, że nawet gdy widzimy, jak nam się ją zabiera, po prostu w to nie wierzymy.
Fiasko ratowania euro dowodzi, że nie można przyrządzić walutowego omletu
bez zatopienia kilku gospodarek,
ale nadal zdecydowanie najbardziej bezwartościową walutą w Europie jest dziś głos w wyborach.
Nawet taczka głosów nie będzie w stanie kupić ci czegoś do powiedzenia w procesie stanowienia prawa,
i dlatego ten kryzys ma miejsce.
Dlatego też Europa potrzebuje rewolucji.
Nic tak drastycznego jak zbrojne powstanie - nie sugeruję niczego takiego.
Mam na myśli prawdziwą rewolucję społecznej woli i intencji
by przywrócić moc urny ludziom, którym została ona skradziona,
ponieważ, ryzykując zabrzmienie niczym ekstremista,
nie ma nic złego w Europie, czego nie można by naprawić stosując więcej demokracji.
To ironiczne, że teraz, gdy Arabowie w końcu upominają się o swoje prawo do samostanowienia,
my w Europie zajęci jesteśmy oddawaniem własnego,
lub raczej zrzeka się go za nas nasza klasa polityczna,
która otwarcie gardzi ludźmi, których rzekomo reprezentują.
Wkrótce Arabowie będą nam dawać wykłady o demokracji.
Sztuczna wspólna waluta jest uważana za niezbędne preludium
do pełnej niedemokratycznej unii w Europie,
a Niemcy zrobili więcej niż jakikolwiek inny kraj, by to wspierać,
ponieważ, jak kanclerz rzekła, "ochrona euro jest historycznym zadaniem" Niemiec.
To jest eurorzecznik szczątkowego poczucia winy za wojny.
Niemcy nie mają historycznego obowiązku robić nic poza pilnowaniem własnych spraw
i być może ostentacyjnym trzymaniem się z dala od Polski.
Gdybym był Niemcem, miałbym za złe swojemu rządowi pragnienie ciągłego odpokutowywania czegoś,
co nie ma nic wspólnego z kimkolwiek żyjącym dziś, i płacenia za to moimi pieniędzmi.
Najlepsza rzeczą, jaką Niemcy mogą zrobić dla innych krajów, jest umożliwienie im stanięcia na własnych nogach.
Tymczasem niemiecki rząd tworzy mini imperium gospodarcze złożone z państw-wasali,
stawiając swój kraj w pozycji obiektu nienawiści i pretensji.
Dobra robota, pani Merkel.
Unia Europejska nie jest w istocie żadną unią,
lecz rozlanym po całym kontynencie zamachem stanu.
Co zaczęło jako wspólny rynek, teraz przeobraziło się ukradkiem
w ponadnarodową polityczną dyktaturę,
pasożytniczy organizm żyjący na plecach europejskich państw narodowych,
wysysający ich siłę życiową, powoli je zabijając;
biurokratyczną tyranię, która chce "wyharmonizować" z istnienia
tożsamości narodowe, które uczyniły z Europy kontynent prawdziwej różnorodności
i kulturalny tygiel, którego wartości kształtowały cały zachodni świat.
Lecz Związek Socjalistycznych Republik Europejskich chce z tym wszystkim skończyć,
i dlatego europejskie prawa nigdy nie zostają ustanowione w odpowiedzi na
wszelkiego rodzaju naturalne potrzeby społeczeństwa,
lecz odgórne dyrektywy mające na celu narzucenie bezładnej jednorodności dla własnej przyjemności.
Ponad pięćdziesiąt procent brytyjskiego prawa jest teraz stanowione w ten sposób
przez ludzi, których nie wybraliśmy i nie możemy usunąć,
i, jako że mogą oni lekceważyć wybieranych polityków kiedy tylko chcą,
to tylko kwestia czasu, zanim będzie to sto procent.
Płacimy Unii Europejskiej ponad piętnaście miliardów funtów rocznie, a kwota ta rośnie.
To ponad dwukrotnie więcej niż wynoszą łącznie wszystkie cięcia budżetowe instytucji użyteczności publicznej.
Roztrwaniamy to co roku, a wszystko, co dostajemy, to pomiatanie nami.
Dzięki niewykwalifikowanym i politycznie motywowanym europejskim sędziom,
nie możemy dłużej deportować z Wielkiej Brytanii zagranicznych terrorystów i przestępców,
bez względu na popełnione wcześniej przestępstwa, w przypadku gdy narusza to ich prawa człowieka.
Jednak w ramach Europejskiego Nakazu Aresztowania, obywatel brytyjski może zostać poddany ekstradycji,
bez dowodów, aby zostać oskarżonym o rzeczy, które nie są nawet przestępstwami w Wielkiej Brytanii,
i aby być przetrzymywanym miesiącami bez postawienia zarzutów w skandalicznych warunkach,
podczas gdy nikt nie wytacza mu procesu. Dla nich prawa człowieka nie istnieją.
I brytyjscy sędziowie nie mogą nic z tym zrobić, nawet jeśli chcą -
co jednak rzadko się, szczerze mówiąc, zdarza.
I ani jedna z trzech głównych partii politycznych w Wielkiej Brytanii nie jest gotowa dać ludziom
szansę na wypowiedzenie się w tych kwestiach, ponieważ wiedzą cholernie dobrze, co byśmy powiedzieli.
I zaczynam rozumieć, jak Amerykanie musieli się czuć żyjąc pod królem Jerzym.
Jak to było? Nie ma opodatkowania bez przedstawicielstwa?
Wojna o Niepodległość nie toczyła się pomiędzy Ameryką a Anglią.
To byli Anglicy opierający się opresyjnemu reżimowi autokratycznego niemieckiego króla -
upominając się o swoje prawa człowieka, w nowoczesnym żargonie.
Ameryka może być tyglem teraz, ale zaczęło się od obrony prastarych angielskich wolności,
wolności, które zostały natychmiast zapisane w Konstytucji - coś, czego nigdy nie uczyniono w Wielkiej Brytanii,
więc nie cieszymy się już więcej takimi samymi swobodami jak Amerykanie.
Nie mamy konstytucji. Nie mamy Pierwszej Poprawki.
Co mamy, i co ma cała Europa, to Traktat Lizboński,
rodzaj odgórnej konstytucji, która została nam narzucona wbrew naszej woli.
I w przeciwieństwie do amerykańskiej konstytucji, która daje ludziom prawa,
europejska konstytucja te prawa odbiera,
a daje je nieobieralnym biurokratom
i politycznym karierowiczom, dla których wyłącznej korzyści została ona stworzona.
Jaka by nie była prawda o republikańsko-demokratycznym oszustwie,
Ameryka dalej jest rządzona, przynajmniej w teorii,
przez ludzi i dla ludzi. Takie pozory nie istnieją już w Europie,
gdzie ludzie musieli stać bezczynnie obserwując bezradnie, gdy ich protesty były ignorowane,
jak ich wybrani przedstawiciele zrzekają się ich suwerenności
i prawa wyboru bez pozwolenia,
i są obciążani górą sztucznego długu, którego nie zaciągnęli.
Jeżeli prawnik lub księgowy zachowywałby się w ten sposób, skończyłby w więzieniu,
ale klasie politycznej uchodzi to na sucho, ponieważ to oni tworzą zasady w biegu.
Są oni dosłownie prawem dla siebie samych.
Ledwie wysechł tusz na nieszczęsnym Traktacie Lizbońskim,
gdy oni gwałcili jego zapisy rzucając nawet więcej pieniędzy innych ludzi
w gospodarki, które zniszczyli.
Większość z tych osób nigdy nie miały odpowiedniej pracy poza polityką,
i to widać.
Zamieszkują bańkę stworzoną przez siebie samych, niczym duchowieństwo,
a poprzez odebranie mocy urnie wyborczej, tak jak oni,
odebrali społeczeństwu możliwość nakłucia tej bańki
i wpuszczenia odrobiny rzeczywistości.
W skrócie, ukradli prawa przyrodzone nam oraz naszym dzieciom i wnukom,
i dlatego Europa potrzebuje rewolucji.
A jeśli w końcu ci przestępcy nie zostaną rozliczeni
przez prawo, tak jak powinni,
na pewno będą pociągnięci do odpowiedzialności przez historię
jako pokolenie, które próbowało zgasić demokrację w Europie.
Generację zdrajców, niekompetentnych egoistycznych politycznych tchórzy,
którzy nazywają siebie przywódcami, lecz którzy pokazali, że
nie wiedzieliby, jak poprowadzić stado lemingów prosto w przepaść.
Cofam to. To dokładnie to, co robią.
Życzę pokoju i udanych lądowań.